sobota, 3 marca 2012

Wywiad z panem Ryszardem Tyczyńskim

Mgr Ryszard Tyczyński urodził się w Makowie Mazowieckim w 1931 roku. Ukończył Akademię Muzyczną w Łodzi. Pracował w: Studium Wychowania Przedszkolnego w Makowie Mazowieckim, Szkole Podstawowej nr 1, Liceum Ogólnokształcącym imienia Marii Curie - Skłodowskiej w Makowie Mazowieckim i w Kolegium Nauczycielskim w Ostrołęce. Do chwili obecnej śpiewa w Nauczycielskim Chórze w Ostrołęce.  Był również działaczem NSZZ „Solidarność.”



- Jesteśmy zadowolone, że wyraził Pan zgodę na rozmowę z nami. Jest Pan artystą – muzykiem, pracował Pan w kilku szkołach i w swoim życiu był uczniem i nauczycielem. Dzieciństwo spędził Pan w Makowie Mazowieckim. Jako dziecko czym i jak się Pan bawił?
- Z dzieciństwa pamiętam zabawę z toczeniem fajerki. Opanowałem ją świetnie i dlatego często zawody w tej dyscyplinie  wygrywałem z kolegami. Graliśmy także w palanta. W latach 30-tych XX wieku nie było takich zabawek jak dzisiaj.
- Jak Pan wspomina szkołę podstawową?
- Były to trudne czasy. Do szkoły zacząłem chodzić przed wojną, a skończyłem po wojnie. Szkoła była tam, gdzie dziś jest „jedynka”. Wtedy uczyliśmy się w baraku. Do  mojej klasy chodziło trzech Żydów, nikt im nie dokuczał. Oni trzymali się razem, tworzyli swoją paczkę. Z nami rozmawiali i bawili się na przerwach. Wojna przerwała naukę, a gdy się skończyła, znowu poszedłem do szkoły. W ciągu jednego roku szkolnego ci zdolniejsi kończyli dwie klasy.
- Jakie pamięta Pan zdarzenie z tamtych lat?
- Był to rok 1948, historii i języka francuskiego uczył mnie profesor Zduniak.
Gdy zaczęła się przerwa, uczniowie wychodzili z klasy, wtedy profesor chwycił mnie za rękę, następnie sam przysunął ławkę do ściany, kazał mi na nią wejść i zdjąć krzyż. Odpowiedziałem, że krzyża nie zdejmę, bo go nie wieszałem. Wtedy nauczyciel powiedział mi, że nie mam co marzyć o zdaniu matury. Rozmawiałem o tym zdarzeniu z moim ojcem, człowiekiem surowym i wymagającym. Tata mnie zaskoczył i do dziś pamiętam jego słowa: „Bądź dobrym człowiekiem, nieważne, z maturą czy bez.” Ksiądz Jan Gołaszewski uważał, że mam talent do muzyki i po rozmowie z moim ojcem dał mi list polecający do Ludowego Instytutu Muzycznego w Płocku. Zdałem egzaminy i zostałem przyjęty. Ksiądz sprawił, że wyrosłem na porządnego człowieka. Wiele zawdzięczam księdzu Gołaszewskiemu.
- Powróćmy do lat wojny. Był Pan wtedy chłopcem. Co pamięta Pan z tamtych lat?
- W Makowie było getto, wydzielone miejsce ogrodzone wysokim płotem. Hitlerowcy okrutnie traktowali Żydów. Trzymali ich w ciężkich warunkach. Nie wiem, ilu ich tam było, ale do naszych dowozili i innych. Pamiętam jedno zdarzenie i go nie zapomnę. Widziałem, jak wycieńczony Żyd spadł z wozu i próbował z powrotem na niego wejść, nie miał siły i ponownie spadł. Hitlerowiec zastrzelił go! Powiedziałem ojcu, co widziałem i wtedy dostałem reprymendę oraz zakaz samodzielnego chodzenia po mieście. Byłem także świadkiem rozmowy ojca z Niemcem, który powiedział: pracujesz tu, albo idziesz do obozu pracy. Ojciec jako dróżnik pracował na trasie Maków – Czerwonka. Mojego brata zabrali do gospodarstwa niemieckiego i tam bałer powiedział mu: jak uciekniesz, pojedziesz do Oświęcimia, a stamtąd wyjdziesz tylko przez komin. Na szczęście wszyscy przeżyliśmy okupację.
- Czy może Pan nam coś opowiedzieć o swojej działalności w „Solidarności”?
- W 1980 roku pracowałem jako nauczyciel muzyki w Studium Wychowania Przedszkolnego w Makowie Maz. Oczywiście, zapisałem się do nowego związku, brałem udział w zebraniach i młodzież uczyłem pieśni patriotycznych. Prowadziłem wtedy chór ( były tam bardzo dobre głosy ), który uświetniał wszystkie uroczystości w studium i w mieście. Śpiewaliśmy na uroczystości poświęcenia sztandaru makowskiej „Solidarności”. W stanie wojennym Studium zlikwidowano i musiałem zmienić miejsce pracy.
- Wiemy, że śpiewa Pan tenorem. Czy prawdą jest, że wystąpił pan w chórze w filmie „Krzyżacy” w 1960 roku opartym na powieści Henryka Sienkiewicza w reżyserii Aleksandra Forda, śpiewając „Bogurodzicę”?
- „ Bogurodzica” to pieśń bojowa polskiego rycerstwa i dlatego śpiewano ją przed bitwą pod Grunwaldem. Melodia jest kunsztowna.  Ćwiczono z nami dosyć długo, ale prawdą jest, że muzyka wzrusza, uskrzydla, czyni świat lepszym. Tak, śpiewałem. 
- Z rozmowy wynika, że muzyka dla pana jest najważniejsza: jest to Pana pasja, powołanie i zawód.
Dziękujemy za rozmowę i życzymy długich lat życia w zdrowiu! Niech muzyka, którą Pan kocha, towarzyszy Panu nadal w życiu.

W Liceum Ogólnokształcącym im. M. Curie-Skłodowskiej w Makowie Mazowieckim 
w dniu 24. lutego 2012 roku z mgr Ryszardem Tyczyńskim rozmawiały: 
Dagmara Olkowska i Aleksandra Orłowska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz