sobota, 17 marca 2012

Wywiad z panią Władysławą Karpińską

Wywiad z panią Władysławą Karpińską – emerytowaną nauczycielką  Szkoły Podstawowej nr 1 im. Władysława Broniewskiego w Makowie Mazowieckim.
            Pani Władysława Karpińska z domu  Kukowska urodziła się w roku 1924 w Makowie Mazowieckim. Jako nauczycielka cały czas pracowała w jednej szkole. Jest wyróżniona następującymi odznaczeniami: Złotą Odznaką Nauczycielstwa Polskiego, Medalem Komisji Edukacji Narodowej, Zasłużony dla Województwa Warszawskiego.

  „Wszystko jest dzieckiem podszyte” napisał Gombrowicz, więc zacznijmy od dzieciństwa. Jakie ono było? W co się Pani bawiła jako dziecko?
- Moja rodzina składała się z sześciu osób: czworo dzieci i rodzice. Mieszkaliśmy w wynajętym od Żydów mieszkaniu. Miałam lalkę zrobioną z gałganków, a bawiliśmy się w berka i chowanego.
Chodziłam do przedszkola, wówczas nazywanego ochronką, prowadziła je bezhabitowa  siostra zakonna. Ochronka wtedy znajdowała się przy ul. Pułtuskiej, teraz naprzeciwko nowej „Biedronki”. Mając sześć lat, rodzice wysłali mnie do szkoły. Mieściła się ona na obecnej ulicy Sportowej, teraz  jest tam „Jedynka.” Stały wzdłuż szosy dwa budynki biźniacze: w tym bliżej miasta była szkoła polska, dalej – żydowska. Pośrodku podwórka stał budynek, w którym mieściły się ubikacje; oddzielne były dla dzieci polskich i żydowskich. Nie było specjalnych zatargów międzywyznaniowych, ale pamiętam polską nauczycielkę, która pracowała w żydowskiej szkole i często z lekcji wychodziła z płaczem. Żydzi bardzo jej dokuczali.
W tej szkole należałam do drużyny zuchowej i harcerskiej. Wówczas patriotyzm rozumiany był jako czystość języka ojczystego (nie było takich wulgaryzmów jak dziś), pomoc potrzebującym i szacunek dla każdego człowieka, a szczególnie dla starszego.
Jak wyglądało życie makowian w czasie okupacji?
 Gdy Niemcy wkroczyli do Makowa, zastali ludzi w piwnicach i różnych zakamarkach. Myśmy też z całą rodziną zamieszkali w piwnicy. Szkoły były zamknięte. Po kryjomu przedmiotów ogólnych uczyli: ksiądz Gołaszewski i ksiądz Krajewski. Chętnych języka niemieckiego uczyła pani Wanik. Znajomość języka wroga pomagała w uzyskaniu pracy.
Posiadając tę umiejętność, otrzymałam pracę w sklepie rzeźniczym jako kasjerka, obsługiwałam tylko Polaków.
I wreszcie zbliżać się zaczęło wyzwolenie. Niemcy bombardowali miasto, które zostało zniszczone w 95%. Uciekliśmy z Makowa do Zakrzewa, przyjęła nas rodzina Knyżewskich.
Wigilię Bożego Narodzenia  1944 roku spędziliśmy u nich. Drugi dzień Świąt i następne dni byliśmy u rodziny w Zielonej. Tam widzieliśmy Niemców uciekających z Polski. Gdy wróciliśmy do siebie, zastaliśmy nasze miasto zrujnowane.
Jak żyło się Pani i  mieszkańcom Makowa po wyzwoleniu?
Tatuś znalazł mieszkanie w kamienicy przy ulicy Kilińskiego (obecnie mieści się firma ubezpieczeniowa i sklep pana Drejki ). Zajęliśmy dwa zrujnowane pomieszczenia. Ojciec okna pozabijał deskami, zostawiając małą szybkę, żeby chociaż troszeczkę było światła. Spaliśmy na pryczach z desek, a przykrywaliśmy się , czym kto miał. Wodę przynosiliśmy wiadrami z klina. 
Od września 1945 roku swoją działalność rozpoczęła szkoła. Mieściła się w budynku pożydowskim,  gdyż polski był zniszczony.  Pierwszym kierownikiem był pan Bardski.  W salach lekcyjnych przygotowano ławki, dostarczano nam papier pakowy do pisania. Pracę jako nauczycielka rozpoczęłam 16. sierpnia 1947 roku
po ukończeniu małej matury w Liceum Pedagogicznym w Pułtusku. Przytaczam fakt, który dzisiaj na pewno nie miałby miejsca,  podanie do liceum napisałam na papierze pakowym i sama je pieszo zaniosłam do sekretariatu Liceum w Pułtusku,
a miało to miejsce w 1945 roku. Wykształcenie nauczycielskie uzyskałam drogą samokształcenia i zdawania kolejnych egzaminów. Pracowałam  w „jedynce”,  w nauczaniu początkowym, a potem po ukończeniu SN – kierunek geografia, uczyłam geografii.

Jak Pani i makowianie spędzali wolny czas w niedziele?
Wspominam wyprawy niedzielne do lasu na Grzankę. Mama pakowała kosz jedzenia i szliśmy całą rodziną. Starsi odpoczywali, młodzież spacerowała, a dzieci bawiły się w różne gry terenowe. W upalne dni chodziliśmy nad rzekę.
Czy może Pani wie, jak powstał Cmentarz Radziecki?
Zaraz po wojnie ciężarówkami na Grzankę zwożono zabitych żołnierzy z różnych miejsc powiatu makowskiego i powiatu przasnyskiego. Jak ich chowano, to nie widziałam i nie wiem. Chodziłam niekiedy  razem z uczniami przed Wszystkimi Świętymi porządkować groby.
Z perspektywy swojego życia jak ocenia Pani miasto i ludzi?
Przeżyłam wiele i wiele rozumiem. Potrafię cieszyć się życiem. W każdym człowieku staram się dostrzec dobro. Ciężkie czasy wspominam z drżeniem serca. Po 40 latach spotkałam się z kolegami z Liceum z Pułtuska. Przyjaźnie z lat młodości mile wspominam. Miasto zmieniło się nie do poznania. Ludzie kolorowo ubrani, nie mają czasu na odpoczynek i zawsze gdzieś  podążają. Myślę, że życie im ucieka.

Dziękujemy Pani za rozmowę, która ubogaciła nas wiadomościami o życiu makowian w XX wieku. Życzymy Pani  długich lat życia w zdrowiu i zapraszamy do nas na zajęcia Makowskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku.

Wywiad  w mieszkaniu Pani Władysławy Karpińskiej w dniu 11  marca 2012 roku przeprowadziły i napisały: Urszula Zaradkiewicz i Danuta Samsel.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz