niedziela, 12 lutego 2012

Kolejkowe zmagania

          Może nie każdy pamięta (młodzież na pewno NIE ),że pierwszą reglamentację w
PRL-u  wprowadzono kartkami na cukier, a było to w 1976 roku. Mieszkałam naprzeciwko nowego SAM-u i z trzeciego piętra widziałam kolejki przed sklepem, gromadki ludzi oczekujących na dostawę artykułów spożywczych. Wysłałam 12-letnią córkę z kartką po cukier. Jakże wściekłam się, gdy wróciło Moje Dziecko zapłakane i bez cukru. W walce o słodki produkt zwyciężyła krzepa dorosłych, młodych i silnych. Postanowiłam,   moje dzieci nie będą stać w kolejkach, bo one w chwili rozpoczynania sprzedaży przeradzają się w stado pędzących zwierząt. Chodziłam sama do kolejek i prawdą jest, że nie zawsze wracałam z zakupami. Miałam często takie szczęście, że jak doszłam do lady, to zabrakło. W tłumie nie miałam szans i wtedy wycofywałam się z wystanej pozycji.
         Rok  1981 w sklepach świecił pustkami. Na półkach królował ocet i musztarda. Prawie wszystko było na kartki: masło, mięso i wędlina, czekolada, papierosy i alkohol, a nawet obuwie.Kolejki ustawiały się zaraz po północy. Moja Teściowa od godziny 3 stała w ogonku (tak nazywano kolejki )  przed sklepem nabiałowym, ja dołączyłam do niej o 6,30, by kupić kostkę masła. Panie już zaprzyjaźnione z Teściową, miło przywitały się ze mną. Byłam przekonana, że zajmując piątą pozycję zrobię zakupy bez przeszkód. Niespodziewanie nieznany mężczyzna chwycił mnie za ramię i wykrzyknął. – Pani nie stała! Koniec kolejki przy banku! – Odczep się pan, to moja synowa. Ja jej kolejkę zajęłam. – Niech sama stoi od początku, nie ma zajmowania kolejek – nieznajomy machał rękami i głośno mówił, by wszyscy słyszeli. Inna kobieta chcąc  go uspokoić, rzekła: -  Panie, toż to rodzina.- Teraz nie ma żadnej rodziny! – wyraziście powiedział, nadal stojąc przy mnie. Tego było za wiele. Wkroczyłam do akcji i jednym zdaniem załatwiłam sprawę. – To kup pan sobie sznur! Ktoś z kolejki dopowiedział  - i powieś się. Nastąpiła konsternacja, cisza, a potem szmer. Mężczyzna wrócił na swoje miejsce. Sklep otworzono, kupiłam kostkę masła i litr mleka. Na godzinę ósmą poszłam do pracy.
            Innego dnia stałam przed sklepem obuwniczym z kartką , jak zwykle w długim ogonku. Chciałam dla siebie kupić pantofle, nie starczyło, ale były gumowe buty.  Wtedy nie przymierzano obuwia, podawało się numer,  kartkę i pieniądze .Kupiłam brązowe gumaczki nr 24 i szczęśliwa ze zdobyczą,  przyszłam do domu. Pamiętam, że prawy był dobry, a lewy o numer za duży. Chodziłam w nich, bo na Ciechanowskiej było błoto (wtedy tam zamieszkałam). Pewnego dnia zostawiłam je pod drzwiami, bo były brudne, zniknęły. Takie to były czasy. Do dnia dzisiejszego niektórzy mówią zamiast kup mi, załatw mi, np. cukier. Życie w kolejkach kwitło, zawiązywały się nowe przyjaźnie, poznawało się różne charaktery ludzkie. W sytuacjach krytycznych można było poznać, co człowiek ma tam w środku.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz