czwartek, 23 lutego 2012

Wspomnienia makowianek

           Jak ma tę porę roku ( 20 luty 2012 rok ) pogoda jest piękna. Na dworze odwilż, świeci słońce na przemian z padającym śniegiem z deszczem. Realizujemy nasz projekt „Odkryjmy Dwudziestkę” i dlatego dziś rozmawiamy z makowiankami: panią Urszulą lat 86 i panią Marią lat 87 ( na życzenie rozmówczyń imiona zostały zmienione ). Gości nas u siebie w mieszkaniu pani Urszula; uśmiechnięta, radosna, pełna życia i życzliwości. Odwiedziła ją koleżanka Maria, trochę speszona i zażenowana zaistniałą sytuacją. Razem jest nas pięć: panie Urszula i Maria, i my Teresa Budziszewska, Krystyna Dąbrowska i ja Wanda – autorka bloga. Na ławie stoi kawa i herbata, gospodyni częstuje ciasteczkami. W pokoju przytulnie, atmosfera miła i przyjazna. Pamięcią wracamy do lat szkolnych, panie ustalają, gdzie stały szkoły, do których uczęszczały.

-         Najpierw szkoła na Pułtuskiej, drewniana. Do niej wchodziło się po schodkach.

Potem druga, jak się jedzie na Różan, przy stawie. Chodziłyśmy potem do szkoły na Bielanach. Zdałam do piątej klasy, jak wybuchła wojna. Pamiętasz? – zwróciła się do koleżanki.

-         Nie chodziłam z Tobą do jednej klasy. Ja tam nie wszystko pamiętam.

Wówczas ja włączyłam się do rozmowy. – Widziałam pamięciowy plan Makowa Mazowieckiego zamieszczony w „Księdze pamięci gminy żydowskiej” wydany w Izraelu w 1969 roku. Opublikował go pan Wojciech Henrykowski w Nr 2 „Expressu Makowskiego”  w 1992 roku. Według planu na ulicy Ciechanowskiej jest szkoła ludowa, tu gdzie dziś jest straż pożarna – szkoła dla dziewcząt, szkoła powszechna to obecna „jedynka”.

-         Przed wojną Ciechanowska to dzisiejsza  Mickiewicza, była na niej rzeczywiście szkoła, ale ja do niej nie chodziłam. Z Piasków miałam bliżej na Pułtuską – wyjaśniła pani Urszula.

-         Wtedy o wszystkim decydowali rodzice, gdzie kazali chodzić, tam się chodziło –powiedziała pani Maria.

Krystyna zapytała: - Czy utrzymywałyście panie kontakty z rówieśniczkami Żydówkami?

-         Na Piaskach stał młyn. Jeśli dobrze pamiętam, właścicielem był Żyd o nazwisku Orłowski. U niego w młynie pracował mój brat. W tych latach co ja , była ich córka Esterka .Wielkich przyjaźni nie było, ale chodziłam do niej w szabat zapalić świece. Wiecie panie, oni w to swoje święto nic nie robili.( Dalej mówiła Maria).

-         Żydzi byli moimi sąsiadami. Jedni mieli młyn, drudzy garbarnię. Byli bogaci i Polacy u nich pracowali. Po sąsiedzku żyliśmy w zgodzie. U nich szabat zaczynał się w piątek o 17-tej i kończył się w sobotę o 17-tej. W chłodne dni i zimą trzeba było palić w piecach, a im nie wolno było nic robić. Wtedy zaczepiali nas i prosili,

żeby napalić, a my robiliśmy chętnie, bo za to płacili. 

Pani Urszula już wspominała wojnę. Co Panie z niej pamiętacie? – zapytała Teresa.

-         O wojnie dowiedziałam się w piątek 1 września 1939 roku. Był to dzień targowy i było ciepło. Dzwony biły, wyła syrena alarmowa, ludzie w popłochu uciekali do domów. Miałam wtedy 13 lat i pamiętam, że następnego dnia w sobotę furmanką pojechaliśmy do rodziny za Pułtusk, do wsi Lutobork. Tam posiedzieliśmy dwa dni. Nic się nie działo i powróciliśmy do Makowa. Po drodze widzieliśmy niemieckie samochody, ale nikt nas nie zaczepiał, wróciliśmy do siebie. Opowiem historię mojego brata Romana. Szedł on ulicą, Niemcy go  zatrzymali i zabrali pod góry, te niedaleko szkoły jedynki. Było ich dwóch, Roman i Traczewski, dali im łopaty i kazali kopać dół. Brat był przekonany, że kopie dół dla siebie. Co miał robić? Kopał. Niemcy z aresztu przywieźli sześciu mężczyzn. Ja pamiętam tylko Kluczka-piekarza, brata księdza Zaremby i Bolka Stępkowiaka. Ustawili ich nad grobem [tu opowiadająca zrobiła przerwę, zapanowała cisza, ścisnęło mnie coś w środku, przestałam pisać], ustawili i strzelili. Ciała wpadły do dołu. Nie sprawdzali, czy żyją? Kazali zasypać dół. Stali z karabinami nad nimi, a oni nie wiedząc, co z nimi zrobią, pracowali. Puścili ich wolno. Długo brat nie mógł dojść do siebie. Rodziny po wojnie wykopały te ciała i pochowały na cmentarzu. Krzyż stojący pod górą przypomina o tej tragedii.

-         Niemcy ogłosili (mówiła pani Maria), żeby wszystkich chorych przyprowadzić, to będą leczyć. Ludzie im uwierzyli, a oni zapakowali starców i schorowanych na ciężarówki i wywieźli do Wąskiego Lasu pod Czerwonkę, tam rozstrzelali.

-         By żyć trzeba pracować (Teraz pani Urszula kontynuowała temat.) W wojnę sprzątałam sklep u Niemki, jej mąż był na froncie. Płaciła mi na miesiąc 20 marek .Była dla mnie dobra. Zbliżał się koniec wojny, wszyscy Niemcy uciekali, a ona była do końca. Co z wojny pamiętam? (Zadała sobie pytanie) To z kolei było na początku wojny. Którejś nocy przywieźli 21 chłopców i osadzili ich w więzieniu, w piwnicach, gdzie mieszkają Bronowicze. Młodzi zza krat pytali przechodniów, gdzie się znajdują i jak nazywa się miasto. W nocy ich wywieźli i zabili. Pamiętam dokładnie ,jak byliśmy na ucieczce w Przasnyszu. W wigilię Nowego Roku przed wejściem Rosjan, Niemcy znaleźli listę z nazwiskami ludzi, którzy należeli do jakiejś partii. Zabrali wszystkich mężczyzn, wśród nich był mój ojciec. Mój tata był już stary i wyglądał okropnie, trząsł się i był blady. Ja wtedy uklękłam przed Niemcem i błagałam go, by puścił tatę. Niemiec ulitował się i puścił. Nie wiem, nade mną czy nad ojcem, oboje byliśmy przerażeni. Kuzyn mój, by nie patrzeć, głowę okręcił marynarką. Jednemu udało się, uciekł, tylko go postrzelili. Pozostałych wywieźli do Iławy i tam zabili. Do Makowa przyjechaliśmy 18. stycznia <45 roku. Strasznie zrujnowany. Od  Przasnyskiej do obecnego  kina był olbrzymi dół po bombie. Trzeba było jechać małymi uliczkami.

-         Bomba zrobiła taki dół, że blok by się zmieścił. Zginął Janicki, Józka ojciec. My przyjechaliśmy spod Przasnysza, a tu w Makowie nie ma domów, same ruiny. Bieda. Zamieszkaliśmy w jakimś kantorku. – ze smutkiem wspomina P. Maria.

-         Tak – tak było,  przytakuje  P. Urszula, spałam w koszu, szczęście, że był dach nad głową. Jak człowiek chciał się myć, to z wiaderkiem chodził po wodę. Bieda, okropna bieda. Nie było , co jeść i wtedy ojciec załatwił kaszę, jedliśmy ją na okrągło.

Miłe Panie po wojnie miałyście po 19, 20 lat. Jak dalej potoczyło się Wasze życie? –zapytałam.
-         P. Urszula. W domu byłam najmłodsza. Mama urodziła mnie, gdy miała 43 lata, tata był od niej jeszcze starszy. Rodzeństwo usamodzielniło się i odeszło. Mama prawie nie widziała na oczy. W 1946 roku poszłam do pracy do szpitala, byłam salową na położnictwie. Pamiętam Duńczyków i doktora Abramskiego. Potem przez jakiś czas pracowałam w restauracji „Mazowsze”, następnie w ZREMB-ie, byłam konduktorką w PKS-ach i wróciłam do szpitala, już nowego. Wychowałam dwoje dzieci, jestem wdową od 37 lat.
-         P. Maria. Po wojnie 3 lata pracowałam w szpitalnej pralni. Ciężka była  to praca, prałyśmy ręcznie na tarach. Potem 25 lat w PSS-ach jako sklepowa. Wychowałam pięcioro dzieci, mam 15 wnuków i 11 prawnuków. Jestem wdową od 17 lat.

Co najbardziej utkwiło Paniom w pamięci i sprawiło radość?

-         P. Urszula. Wolność! Jak wróciłam z tej wojennej tułaczki do Makowa  i zamieszkałam na Piaskach, to było biedne życie, ale bezpieczne życie.
-         P. Maria. Bardzo się cieszyłam, gdy dostałam mieszkanie w bloku na ulicy 1 Maja .Byłam szczęśliwa, tak długo na nie czekałam.

Jak teraz jest na zasłużonej emeryturze?

-         P. Urszula .Co miesiąc pieniążki są, wnuczki są. Koleżanka odwiedza i czegóż mi więcej trzeba ?! Przydałoby się więcej zdrowia i pieniędzy.
-         P. Maria. Potwierdzam .Teraz dzieci mają swoje rodziny, można zająć się sobą, ale zdrowie już szwankuje i pieniędzy za wiele nie ma.

Z perspektywy przeżyć i upływu czasu jak postrzegacie Panie swoje miasto rodzinne?

-         Zgodnie Panie odpowiedziały. Maków - ładniejszy jak był. Jest piękny. Dzięki Bogu żyjemy ,mamy rodziny, jest nam dobrze.

MIŁE PANIE, dziękujemy za rozmowę. Życzymy Wam długich lat życia w zdrowiu,  w otoczeniu rodziny i życzliwych ludzi. Niech ten optymizm  i witalność na zawsze pozostanie z Wami.

            P.S. Smutno nam z jednego powodu. Czytelnicy nie poznają Pań z imienia i nazwiska.
Drogi Czytelniku, zadanie dla Ciebie. Proszę znaleźć szczęśliwe starsze panie i przesłać im serdeczny uśmiech. Na pewno do Ciebie powróci. 

1 komentarz:

  1. Piękne zdjęcie, wszystkie Panie takie roześmiane. Szkoda, że nadal tak mało jest aktywnych seniorów w naszym powiecie. Pozdrawiam i życzę owocnej pracy.

    OdpowiedzUsuń